poniedziałek, 2 maja 2016

Człowiek i jego badawcza ciekawość. "Opowieści o pilocie Pirxie" Stanisława Lema


Czasami głęboko zakorzeniona we mnie feministka ma dosyć. Pomijania kobiet, ignorowania kobiet, albo traktowania jedynie instrumentalnie. Stanisław Lem nie wykreował żadnej rozsądnej kobiecej postaci. Piloci, inżynierowie, badacze eksplorujący różnorodne planety to zawsze mężczyźni. Kobiety pojawiają się w rolach rzekłabym służebnych, znikomych, albo wcale.

Trudniej się gniewać na Lema, gdy pisze naprawdę mądre zdania perełki, trudniej się gniewać, gdy znam już jego biografię i wiem, jak mimo miłości do żony potrafił jej po prostu nie zauważać, a jeszcze trudniej, gdy większość (z naciskiem: większość, a nie wszystkie) polskich pisarek współczesnych kreuje kobiece bohaterki, po których oceniając kobiety generalnie można by dojść do wniosku, że wszystkie to idiotki z fazą hormonalną dwadzieścia cztery godziny na dobę. Doprawdy, biorąc to wszystko pod uwagę, oraz epokę, w której się wychował i funkcjonował, trudno się złościć.

Jestem jednak świadoma, że to tylko usprawiedliwienia, dzięki którym usuwam tę złość na obrzeża świadomości, by cieszyć się lekturą. Bo cieszę się prozą Lema zawsze. Pomimo! Tak jak w miłości. W końcu nie ma pisarzy idealnych...

Model człowieka

„Opowieści o pilocie Pirxie” to czas szkoły podstawowej i mojego pierwszego publicznego czytania na głos. Nic z tego nie pamiętam oprócz napięcia, że muszę być w centrum uwagi i że niewiele rozumiem z tego co czytam. Koszmar! To było trudne doświadczenie, bo już wtedy uwielbiałam „Bajki robotów”, toteż sądziłam, że to będzie mój kolejny ulubiony pisarz. Nie zagrało.

Teraz po latach, gdy mam fazy na Lema, a mam je cyklicznie, czytam co popadnie. „Opowieści o pilocie Pirxie” trafiło to do mnie w trakcie czytania, to książka bodaj najbardziej znana, a jednocześnie dość rzadko omawiana. Efekt lektury szkolnej? Być może. A jednak to Pirx stanowi w pewien sposób wyjściowy model lemowskiego człowieka, pełnego ciekawości, niesztampowości w postępowaniu i czysto ludzkiego poznawania samego siebie w kontekście doświadczania nowego.

Opowieści o Pirxie

Zbiór opowiadań, którego głównym bohaterem jest pilot Pirx to historia jednego człowieka w zderzeniu z jego zawodowym doświadczeniem, choć opowiedziana niechronologicznie, częstokroć tylko z uwzględnieniem kolejnych nietypowych doświadczeń bohatera. Nie poznamy tutaj za bardzo prywatnego życia Pirxa, nie ma jego dzieciństwa, ani rodzinnej przeszłości. W zamian otrzymujemy zestawienie intrygujących historii.

Niektóre z nich mogłyby nadawać się na scenariusze nieźle skrojonych seriali. Znikający piloci z patroli, robot wystukujący alfabetem Morse’a ostatnie rozmowy załogi sprzed katastrofy, nietypowa katastrofa podczas standardowego lądowania, która nie miała prawa się zdarzyć, czy robot wiedziony ciekawością granic własnych możliwości, to zaledwie garstka tematów, które Lem umieścił w swojej książce. Każda kolejna opowieść działa, niczym czarna dziura, na zasadzie całkowitego zasysania czytelnika.

Czytelnicze do-opowiadanie

Wielu czytelników krzywi się na otwarte zakończenia i ma autorom za złe taki styl zamykania całości. Oczywiście są granice takiej otwartości, a Lem na szczęście ich nie przekracza. Daje czytelnikowi szansę na odkurzenie swojej wyobraźni, rozwinięcie dalszych wydarzeń, posunięcie się w domysłach dalej niż tylko oczywistości.

I nie tylko. Lem otwiera przed czytelnikiem nieskończone przestrzenie kosmiczne. Opowiada o samotności, ale i o wewnętrznej sile swojego bohatera. Poddaje go próbom i testom, by wykazać, że ma prawo do błędów i uczenia się z doświadczenia. Wreszcie, umieszczając w pilocie Pirxie czysto ludzkie odruchy oddaje czytelnikom postać, której nie da się nie polubić od pierwszych wersów.
Pomimo, to muszę dodać. 


 "Opowieści o pilocie Pirxie", Stanisław Lem, Agora S.A., Warszawa 2008
Czytaj więcej

piątek, 22 kwietnia 2016

Kazirodcze love story? "Kamienna noc" Gai Grzegorzewskiej

Jeśli ktoś nie czytał dotąd żadnej powieści Grzegorzewskiej może być zaskoczony wszechobecnym mrokiem, w którym toną jej bohaterowie, tajemnicami oraz powikłanymi losami. Zaczynając przygodę z Julią i Profesorem od "Kamiennej nocy" czytelnik zostanie pochłonięty historią z piekła rodem, choć jednocześnie opiewającą jedną z głębszych i trudniejszych relacji, o jakich ktokolwiek dotąd pisał.
Dobry kryminał powinien fundować niezłą akcję, sprawnie rozegraną zagadkę kryminalną i odpowiedni dobór charakterologiczny głównych bohaterów. Gaja Grzegorzewska zapewnia czytelnikom cały ten pakiet, a oprócz tego emocjonalną huśtawkę, zagadkę w zagadce i kompletnie pogubienie tożsamości bohaterów.





Dwoje straceńców


Kraków? Grecja? Wenecja? Kraków? Dwoje archeologów, palące słońce, dziwne relacje i jakaś skrywana tajemnica. Wszystko dzieje się gdzieś na obrzeżach świadomości Profesora. Nie ufa Julii, ani reszcie ekipy, nie ma cierpliwości do odgrywania roli archeologa specjalisty w jednej wąskiej dziedzinie, nudzi się. Jak się tu znaleźli? Co ich przywiodło? Dlaczego nagle Julia ma jakieś tajemnice z Martą? I nagle fabuła odmienia się. Otwiera się mrok, którego u Grzegorzewskiej zawsze pełno, ale tu ściera się on z wszystkim. Z miłością, z pożądaniem, z codziennością.

Ów mrok wkracza w życie dwojga uciekinierów, jest wszechwładny, powoli zatacza coraz szersze kręgi w ich relacji, wśród ludzi, wokół których żyją. Czy miłość może poniżać? Czy ma prawo odzierać z godności? Czy wreszcie miłość może sięgnąć po broń? A jednak, to Julia strzeliła do Łukasza.

Przewrotność narratora

Śledzenie fabuły "Kamiennej nocy" w pewnym momencie zaczyna przypominać jazdę po niebezpiecznej górskiej drodze. Na domiar złego, częściowo na wstecznym! Narracja pcha nas w przeszłość, tłumacząc wszystko to, co autorka już na początku zdradza. Zdradza i nie zdradza, bo widać, przewrotność w jej narracji to jakiś znak rozpoznawczy, rys charakteru. Wreszcie trochę teraźniejszości, ale mocno zagmatwanej i w końcu historia Marii Karo. Kim jest Maria Karo?! Na nic założenia, na nic przewidywanie dalszego ciągu. Gaja Grzegorzewska i tak na koniec wyciągnie z kieszeni swojego Asa.

Czytelnik dostaje do rąk oryginalną fabułę, bohaterów, którymi na przemian się pogardza i uwielbia, ciekawą konstrukcję narracyjną i wreszcie, po prostu niezłą treść. Najlepsza pisarka literatury środka? Doprawdy, jakiego środka?


"Kamienna noc" Gaja Grzegorzewska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016
premiera 28 kwietnia
Czytaj więcej

niedziela, 17 kwietnia 2016

Rozdrapywanie ran. "Regulamin tłoczni win" Johna Irvinga

"Ci sami ludzie, którzy nas namawiają do obrony nienarodzonych, przestają bronić kogokolwiek prócz siebie samych, ledwie narodziny dojdą do skutku. Ci sami, którzy głośno deklarują miłość do duszy nienarodzonego, odmawiają grosza i pomocy ludziom biednym, niechcianym i prześladowanym. Czym usprawiedliwiają wielką troskę o płód ludzki, połączoną z równie wielką obojętnością wobec odrzuconego, maltretowanego dziecka? Zrzucają winę za przypadek poczęcia rodziców, potępiają najuboższych - tak jakby byli biednymi z wyboru. Owszem, biedni mogliby starać się wyrwać z nędzy, gdyby dać im szansę kontrolowania liczebności potomstwa. (..) Jak zatem mogą Państwo patrzeć spokojnie na (..) antydemokratyczne prawo aborcyjne w naszej Ojczyźnie?"




Zaznaczyłam w tej powieści tyle cytatów, że nie wiedziałabym, które wybrać, jako te najlepsze. Potakiwałam głową w rytmie kolejnych listów doktora Wilbura i tylko w głowie czułam ten huragan myśli, które, to wiedziałam na pewno, będzie mi coraz trudniej uporządkować.

"Regulamin tłoczni win", bo o nim mowa, to powieść, jak większość powieści Johna Irvinga, trudna do zaklasyfikowania. Łatwiej chyba by było powiedzieć, czego w niej nie ma, jakich trudnych tematów tym razem autor nie ujął w fabule, niż opowiedzieć tę wielość wątków, spraw, relacji międzyludzkich i wreszcie, emocji.

To, co zdumiewa najbardziej jednak, to fakt, że mimo, że od opublikowania powieści minęło już trochę ponad trzydzieści lat, zmieniło się tak wiele chociażby w temacie równouprawnienia osób czarnoskórych, tak jednak temat aborcji pozostaje nadal gorącym i aktualnym. A już szczególnie w kontekście ostatnich wydarzeń w kraju.


U nas w St. Cloud's


Od czego zacząć? Czy od prostytutki, której niepotrzebna śmierć pokazała młodemu adeptowi medycyny, czym może się skończyć nieprawidłowo przeprowadzona aborcja? Czy może od niezwykłego chłopca, którego nazwano Homerem, a który później miał zostać kimś w rodzaju dziedzica owego lekarza? Czy może od tego fatalnego, a może szczęśliwego, zależy jak na to spojrzeć, w skutkach listu "do dowolnego urzędnika w stanie Maine, którego obchodzą sieroty"?

Może zacznę od miejsca wydarzeń i doktora Larcha. Bowiem to za jego sprawą powstał sierociniec w zapomnianej przez bogów i ludzi miejscowości St. Cloud's w stanie Maine, i to on prowadził go do późnej starości, pomimo wszelkich możliwych przeciwwskazań zarówno zdrowotnych, jak i zdroworozsądkowych. I to on jako jeden z nielicznych rozumiał, że kobiety nie można zmusić do rodzenia dzieci, o ile nie będzie ona owych dzieci chciała. A właśnie owo zmuszanie, nacechowane jakąś podwójną moralnością społeczną, że urodzić tak, ale wychować już nie, zwiększało ilość jego wychowanków. A dwie pielęgniarki pomagające mu w pracy, nie były w stanie zastąpić dzieciom matek. Właśnie w takim sierocińcu dorastać będzie Homer Wells. Właśnie w tym sierocińcu doktor Larch będzie pisać swój niesamowity dziennik używając często tej frazy "u nas w St. Cloud's", by opowiedzieć, nie tylko co się dzieje w sierocińcu, ale także przelać na papier swoje przemyślenia. Niezwykle cenne z mojego punktu widzenia.

 
Być jak Wilbur Larch

Sama powieść to kompilacja losów doktora, historia powstania sierocińca, jego rozwoju oraz zmian jakie zachodziły na przestrzeni dziesiątków lat jego funkcjonowania, a także losów niektórych z wychowanków, w tym tego najważniejszego dla doktora, Homera. Jednakże nie to jest w tej historii najważniejsze. Nie dla mnie i nie teraz. Bo tak, opowieść o niespełnionej miłości Homera, o tłoczni cydru, o kazirodczej relacji wśród pracowników sezonowych tłoczni, o szaleńczej pogoni Melony za chłopakiem doktora, który jej nie chciał, i wiele wiele innych wątków, są niesamowicie interesującymi i przykuwającymi uwagę.

Jednakże to stale wypływający temat aborcji, niechcianych dzieci, ciąż przerywanych w warunkach wołających o pomstę do nieba, kończących się na ogół śmiercią kobiety, był dla mnie od początku najistotniejszy. Chciałabym w gabinecie lekarskim spotykać tylko takich lekarzy, jak doktor Larch. Właściwie każdy z nich powinien być, jak Wilbur Larch. Człowiekiem, który kieruje się dobrem kobiety. Człowiekiem, który uważa, że to naturalne, że to kobieta decyduje. Człowiekiem, który nie ocenia, a przychodzi zawsze z pomocą, niezależnie od tego, czy prosi się go o wykonanie aborcji, czy o przyjęcie nowej sieroty. Sieroty, której daje dom i tyle troski i opieki ile jeden człowiek podzielony na tak wielu wychowanków zdoła.

Niestety, doktor Wilbur Larch jest postacią fikcyjną, podobnie jak fikcyjna wydaje mi się możliwość zmiany mentalności owych bezrefleksyjnie nawołujących do obrony nienarodzonych.


Refleksyjna i intrygująca


"Regulamin tłoczni win" wznowiona już po raz czwarty, jest powieścią uniwersalną, której zdawałoby się czas się nie ima. Jakkolwiek opiewa czasy już dawno przeszłe i przebrzmiałe w Stanach Zjednoczonych, tak ciągle dotyka tematów nieśmiertelnych i wywołujących mnóstwo emocji. Miłość i nienawiść, agresja i nietolerancja, gwałt i aborcja, to zaledwie szczyt góry lodowej, gdy mowa o jej fabule. Mogłabym polecać ją bez końca. Nawet jeśli Irving w późniejszych powieściach zdecydowanie zaczął się powtarzać, zniechęcając tym wielu czytelników. Nawet jeśli pewne wątki już zostały nadto wyeksploatowane. Nadal będę zachęcać. Niezależnie od tego, jakie macie poglądy w temacie aborcji. Bowiem w tej powieści ścierają się obydwa światy i znajdziecie tu argumenty obydwu stron.


"Regulamin tłoczni win" John Irving, tłumaczenie Jolanta Kozak, Prószyński i S-ka, Warszawa 2015
cytat pochodzi z książki
Czytaj więcej

wtorek, 12 kwietnia 2016

Bez filmowego kontekstu. "Czułe słówka" Larry McMurtry

Lubię wywoływać tę zdziwioną minę u moich, rzadko, bo rzadko, rozmówców. Rzadko, bo rzadko palę się do rozmów. Jak Mrożek, nie znoszę rozmów o niczym, a mam wrażenie, że w większości przypadków ludzie uwielbiają rozprawiać właśnie o tym.

Przechodząc jednak do meritum: lubię mówić rzeczy, które z założenia wywołają zaskoczenie, choć zajęło mi trochę czasu, by zrozumieć, że to właśnie wywoła ów efekt. Bo przecież każdy zna Ryana Goslinga, więc jak ja mogłam nie znać? Nie znałam, wywołałam znowu zaskoczenie. Nie, nie znam też wielu osób, które widuję na bilbordach. Nie oglądam telewizji od szesnastu lat, trudno, żebym znała gwiazdy telewizyjnych programów. Jak również nigdy nie widziałam filmu "Czułe słówka". I poważnie zastanawiam się, czy po lekturze książki jest w ogóle sens oglądać, skoro opis filmu nijak ma się do fabuły powieści.


Kadr z filmu "Czułe słówka", a przynajmniej tak zapewnia strona http://fdb.pl/film/13494-czule-slowka

Wyobrażenie Aurory

Zdjęcia z filmu zaczęłam przeglądać dopiero po lekturze, dlatego moje wyobrażenie głównych bohaterek i wszystkich postaci pobocznych było wolne od reżyserskiej wizji. Dzięki temu Aurora w moim wyobrażeniu wyglądała zupełnie inaczej niż Shirley MacLaine, ponieważ sugerując się opisem autora, miałam wizję kobiety o pełnych kształtach, nie zaś szczupłej sylwetki znanej aktorki. A taki wizerunek zmienia też obraz wielu scen.


Wizja dość pulchnej Aurory w wieczorowej sukni, zapewniam, jest znacząco inna od tej filmowej. W mojej głowie pojawił się kiczowaty obrazek, który szalenie mnie rozbawił. Tym bardziej, że powieściowa Aurora należy do tego gatunku kobiet, których osobiście nie znoszę. Nie rozumiałam przez całą powieść, jak męscy bohaterowie powieści McMurtrego mogą traktować Aurorę w ogóle poważnie? Ogólnie także zastanawiałam się skąd popularność tej powieści, ponieważ jest ona na wskroś zwyczajna i opisująca banalne i smutne życie dwóch kobiet.


Dwie matki

Aurora i Emma to dwie główne bohaterki "Czułych słówek", najpierw w roli matki i córki, a później obie w rolach matek, gdy Emma sądząc, że wyrywa się spod kurateli Aurory ucieka w niekoniecznie udane małżeństwo. Jak łatwo z tego wywnioskować relacja matki z córką nie jest wzorcowa. Aurora to prawdziwa hedonistka skupiona na tym, co życie ma jej do zaoferowania, a nie na tym, co ona mogłaby dać od siebie. Emma zaś dorasta w domu, w którym najważniejsza jest matka. Matka i jej samopoczucie, jej zdanie, jej adoratorzy, jej decyzje. Trudno się dziwić Emmie, że chciała uciec.

Jednakże jak to w życiu bywa, gdy człowiek nie przemyśli swoich decyzji, gdy rzuca się w głową w dół w coś nowego, byle jak najdalej od starego, to cóż, można się zderzyć z twardym gruntem. Emma nie była szczęśliwym dzieckiem, nie była kochaną córką, a na koniec nie będzie także kochana przez własne dzieci.


Czułe słówka bez czułych słówek

Przez całą powieść czekałam na ów mityczny przełom, widoczny w każdym opisie książki i filmu. Na ocieplenie stosunków między obydwiema kobietami. Nie doczekałam się. Aurora jak była zakochana w sobie, tak Narcyzem została do końca, jak Emma była samotną dziewczynką, tak równie samotnie umierała.

I zostałam z mieszanymi uczuciami po lekturze. Nie to, że miałam jakieś specjalne oczekiwania, nie to, że książka jest źle napisana, ani nawet nie to, że była nudna. Była po prostu zwyczajną historią, na dodatek z bardzo smutnym zakończeniem. I chyba gdzieś zgubiłam, o co w "Czułych słówkach" tak naprawdę chodziło...


"Czułe słówka", Larry McMurtry, Tłumaczenie: Jolanta Mach, Prószyński i S-ka, Warszawa 2015

Czytaj więcej

niedziela, 10 kwietnia 2016

"Kamień" w Teatrze Współczesnym, czyli o kamieniu, który ma przypominać

"Kamień" jest wystawiany w Teatrze Współczesnym od niedawna, jednakże warto zwrócić na niego szczególną uwagę. Jakkolwiek nie jest łatwą sztuką, bowiem sięga do Niemiec zmagających się ciągle ze swoją niechlubną przeszłością z lat zarówno przedwojennych, gdy Hitler doszedł do władzy, jak i wojennych, a także bardzo trudnych lat 90-tych. Plan fabularny rozgrywany jest na trzech płaszczyznach czasowych: mamy zatem rok 1935, rok 1978 i 1993. Przedstawianie jednak wydarzeń w ogóle nie odbywa się chronologicznie, co jednak nie odbiera całości sensu, a jedynie zagęszcza silniej atmosferę na scenie i odkrywa tragiczną przeszłość fragmentarycznie.

Przeszłość ta zaś dotyczy jednej rodziny, w której dominują kobiety i w której trwa powtarzanie od lat rodzinnej mitologii na temat heroizmu dziadka Wolfganga oraz uratowania żydowskiej rodziny Schwarzmannów. Jednakże prawda o przeszłości jest inna i jej ciemne strony zaczynają powoli uwierać, uciskać pamięć seniorki rodu, Withę, gdy w niespodziewanych momentach wzywa po imieniu nieznaną ani jej córce, ani wnuczce, Mieze.

Katarzyna Dąbrowska (Heidrun), Barbara Wypych (Witha)
fot. Magda Hueckel (źródło)

Heidrum zapewne chciałaby zrzucić to na karb coraz gorszej pamięci swej matki, nastoletnia Hanna nie rozumie dokładnie tego, co się dzieje, a widz podczas kolejnych odsłon roku 1935 zaczyna dostrzegać, jak haniebnie postąpili Withe i Wolfgang i jak to rzutowało na ich późniejsze losy. Marius von Mayenburg pokazuje na tym przykładzie ten banalny, ale jakże niedoceniany nadal truizm, że nie da się zbudować szczęścia na nieszczęściu.

Rodzinny dom Heisingów, zakupiony w 1935 za grosze, po tym gdy ktoś zadenuncjował żydowską rodzinę Schwarzmannów od pierwszych chwil młodego wówczas małżeństwa, jest okupiony nieszczęściem. Najpierw nieszczęściem wyganianych właśnie Schwarzmannów, później nieszczęściem Heisingów, atakowanych przez antysemitów, dla których ich dom będzie już na zawsze żydowski. Czy to właśnie to podsycało wyrzuty sumienia Wolfganga? Trudno powiedzieć, ale opowieść o jego śmierci przekazana córce Withe, Heidrum, a później opowiedziana wnuczce, Hannie, nie miała nic wspólnego z pochodem Armii Czerwonej  i przypadkowo zabłąkanej kuli.

Monika Pikuła (Mieze), Barbara Wypych (Witha)
fot. Magda Hueckel (źródło)
Jednakże Withe usilnie próbuje podtrzymywać ten rodzinny mit, który wkrótce posypie się jak domek z kart, gdy jej pamięć będzie wydobywała z siebie nieposkładane słowa, postrzępione wspomnienia, by wreszcie ukazać najmłodszej z rodziny brutalną prawdę o przeszłości domu, jak i przeszłości rodzinnej.

 W "Kamieniu" pojawia się ważny w kontekście powojennych wydarzeń element rozliczania Niemiec za ich hitlerowskie dziedzictwo. A także temat tego, jak wielu nazistów było wśród zwykłych Niemców, jak wielu zwykłych Niemców przyłożyło bodaj zadenuncjowaniem żydowskiej rodziny, rękę do zbrodni, jak też wielu zwykłych Niemców wstydziło się tej narodowej przeszłości i musiało zmierzyć z faktem, że w ich rodzinie niegdyś był nazista. Skomplikowane losy poszczególnych kobiet w rodzinie Heisingów, ich różne charaktery pokazują równocześnie, że nie ma takiego narodu, o którym można by mówić przez pryzmat jego większości lub mniejszości.


Katarzyna Dąbrowska (Heidrun), Barbara Wypych (Witha), Paulina Walendziak (Hanna)
fot. Magda Hueckel (źródło)
"Kamień" w adaptacji Teatru Współczesnego to sztuka na wskroś kobieca. Jakkolwiek na początku dziwiło mnie obsadzenie w tak trudnej roli jaką jest postać Withe, młodziutkiej aktorki, Barbary Wypych, zmuszonej do odgrywania Withe w różnych latach i etapach jej życia, tak muszę przyznać, że dawno nie widziałam tak dobrze i sprawnie odegranej roli. Szczególnie przy dużym nakładzie pracy, jaki wymaga gwałtowne przekształcenie się z młodej i seksownej dziewczyny w osiemdziesięcioletnią, zniedołężniałą kobietę. A jednak! Barbara Wypych jest niezwykle utalentowana i potwierdza, że w kreacji aktorskiej nie ma czegoś takiego jak bariery. I również muszę oddać sprawiedliwość Katarzynie Dąbrowskiej. Nie przemówiła do mnie jako Gertruda w "Hamlecie", ale w "Kamieniu" świetnie zagrała rolę Heidrun. Szczerze mówiąc, nie wiem czy mogłabym w przypadku tego spektaklu w ogóle przyczepić się do którejś z ról. Interesująca i intrygująca po każdej odsłonie, choć skomplikowana i bolesna fabuła, dopracowane role, skromna, ale oddająca epokę i nastroje scenografia, wszystko to razem dało efekt na poły oszołomienia, na poły smutku i refleksji o istocie człowieczeństwa.


"Kamień" Teatr Współczesny
Autor Marius von Mayenburg
Przekład Jacek Kaduczak
Obsada
Heidrun: Katarzyna Dąbrowska
Stefanie: Kamila Kuboth - Schuchardt
Mieze: Monika Pikuła
Hanna : Paulina Walendziak PWSFTviT
Witha: Barbara Wypych
Wolfgang: Rafał Zawierucha



Czytaj więcej

piątek, 1 kwietnia 2016

Kolejna niespodzianka wydawnicza!

Edit: Oczywiście, poniższy wpis był jedynie primaaprilisowym żartem, za którego mam nadzieję się nie pogniewacie. Dziękuję za życzliwe reakcje!


Udział w żarcie wizięli:
Janek z Tramwaju nr 4 (również autor grafik)
Kasia z Notatek Coolturlanych
Ela z Czytam bo muszę
Agnieszka z Książkowo
Paulina z Miasta Książek
Piotr z Zacofanego w lekturze


---------


Tym razem mogę się pochwalić nieco bardziej. Już mniej blogowo, bo jak widać, dość długo milczałam w tym zakresie, ale nareszcie pisarsko! Tak, tak, wiem co powiecie, każdy bloger książkowy chce napisać książkę i cóż, okazało się, że jest to prawdą absolutną!


Dzięki wspaniałemu wydawcy, którego ujawnię wkrótce, miałam okazję i zaszczyt wziąć udział w fantastycznym przedsięwzięciu. Życzenie było jedno i bardzo wyraźne: ma być kryminalnie i ma być w świecie książek, wydawnictw, ewentualnie około książkowym. Książka jest przewidywana do publikacji w czerwcu, a grono wspaniałych blogerów, z którymi miałam przyjemność pracować znajdziecie na okładce książki.


Fragment mojego opowiadania zamieszczam poniżej:
Anna przyspieszyła kroku. Ten dzień już i tak był dla niej niełaskawy, najpierw bura od szefa, następnie spóźniona dostawa nowej partii książek, które przecież zamawiała specjalnie z wyprzedzeniem, bo jej klientki czekały na ten gorący romans już od stycznia, a wreszcie ten dziwny mężczyzna, który wpadł do księgarni „za pięć dwunasta” i udawał, że czegoś szuka, podczas , gdy cały czas bacznie ją obserwował. Wreszcie wyszedł na jej delikatne, ale dobitne upomnienie, że już zamyka. Teraz miała dziwne wrażenie, że ktoś za nią idzie, ktoś patrzy na jej plecy uważnie i niewątpliwie, nieżyczliwie. Nie wyobrażała sobie, żeby ktoś mógł zainteresować się akurat nią, zapewne to kwestia przypadku, ba, być może jest zwyczajnie przewrażliwiona po trudnym i nerwowym dniu. Silny podmuch wiatru wyrwał jej połę płaszcza z ręki. Wychodząc w pospiechu nie zapięła go i teraz odczuła to boleśnie. Ale dobrze, ten zimny wiatr nieco ją otrzeźwił. Muszę się otrząsnąć pomyślała Anna. Głęboki wdech, wyprostuj się i do przodu, strofowała się w myślach. Mężczyzna pojawił się tak nagle, że prawie uspokojona Anna uznałaby to za przywidzenie, gdyby nie silny cios w splot słoneczny, który natychmiast odebrał jej oddech.


Tymczasem przeżywam prawdziwe pisarskie wątpliwości na temat wyboru okładki! Grafik nie ma z nami łatwo, ciągle ktoś ma jakieś uwagi i chce zmian. Mam więc pytanie do Was: jak sądzicie, która lepsza?




Czytaj więcej
Obsługiwane przez usługę Blogger.

Autorzy

A.S.Byatt Adam Bahdaj Adriana Szymańska Agata Tuszyńska Agatha Christie Agnieszka Jucewicz Agnieszka Topornicka Agnieszka Wolny-Hamkało Alan Bradley Albert Camus Aldona Bognar Alice Hoffman Alice Munro Alice Walker Alona Kimchi Andrew Mayne; tajemnica Andrzej Dybczak Andrzej Markowski Andrzej Stasiuk Ann Patchett Anna Fryczkowska Anna Janko Anna Kamińska Anna Klejznerowicz Anne Applebaum Anne B. Ragde Anton Czechow Antoni Libera Asa Larsson Augusten Burroughs Ayad Akhtar Barbara Kosmowska Bob Woodward Boel Westin Borys Pasternak Bruno Schulz Carl Bernstein Carol Rifka Brunt Carolyn Jess- Cooke Charlotte Rogan Christopher Wilson Colette Dariusz Kortko David Nicholls Diane Chamberlain Dmitrij Bogosławski Dorota Masłowska Edgar Laurence Doctorow Eduardo Mendoza Egon Erwin Kisch Eleanor Catton Elif Shafak Elżbieta Cherezińska Emma Larkin Eshkol Nevo Ewa Formella Ewa Lach Francis Scott Fitzgerald Frank Herbert Franz Kafka Gabriel Garcia Marquez Gaja Grzegorzewska Greg Marinovich Grzegorz Sroczyński Guillaume Musso Gunnar Brandell Haruki Murakami Henry James Hermann Hesse Hiromi Kawakami Honore de Balzac Ignacy Karpowicz Igor Ostachowicz Ilona Maria Hilliges Ireneusz Iredyński Iris Murdoch Irvin Yalom Isaac Bashevis Singer Ivy Compton - Burnett Jacek Dehnel Jakub Ćwiek Jan Balabán Jan Miodek Jan Parandowski Jerome K. Jerome Jerzy Bralczyk Jerzy Krzysztoń Jerzy Pilch Jerzy Sosnowski Jerzy Stypułkowski Jerzy Szczygieł Joanna Bator Joanna Fabicka Joanna Jagiełło Joanna Łańcucka Joanna Marat Joanna Olczak - Ronikier Joanna Olech Joanna Sałyga Joanna Siedlecka Joanne K. Rowling Joao Silva Jodi Picoult John Flanagan John Green John Irving John R.R. Tolkien Jonathan Carroll Jonathan Safran Foer Joseph Conrad Joyce Carol Oates Judyta Watoła Juliusz Słowacki Jun'ichirō Tanizaki Karl Ove Knausgård Katarzyna Boni Katarzyna Grochola Katarzyna Michalak Katarzyna Pisarzewska Kawabata Yasunari Kazuo Ishiguro Kelle Hampton Ken Kesey Kornel Makuszyński Krystian Głuszko Kurt Vonnnegut Larry McMurtry Lars Saabye Christensen Lauren DeStefano Lauren Oliver Lew Tołstoj Lisa See Liza Klaussmann Maciej Wasielewski Maciej Wojtyszko Magda Szabo Magdalena Tulli Maggie O'Farrel Majgull Axelsson Małgorzata Gutowska - Adamczyk Małgorzata Musierowicz Małgorzata Niemczyńska Małgorzata Warda Marcin Michalski Marcin Szczygielski Marcin Wroński Marek Harny Marek Hłasko Maria Ulatowska Marika Cobbold Mariusz Szczygieł Mariusz Ziomecki Mark Haddon Marta Kisiel Mathias Malzieu Mats Strandberg Matthew Quick Melchior Wańkowicz Michaił Bułhakow Milan Kundera Mira Michałowska (Maria Zientarowa) Natalia Rolleczek Nicholas Evans Olga Tokarczuk Olgierd Świerzewski Oriana Fallaci Patti Smith Paulina Wilk Paullina Simons Pavol Rankov Pierre Lemaitre Piotr Adamczyk Rafał Kosik Richard Lourie Rosamund Lupton Roy Jacobsen Ryszard Kapuściński Sabina Czupryńska Sara Bergmark Elfgren Sarah Lotz Serhij Żadan Siergiej Łukjanienko Sławomir Mrożek Stanisław Dygat Stanisław Ignacy Witkiewicz Stanisław Lem Sue Monk Kidd Suzanne Collins Sylvia Plath Szczepan Twardoch Tadeusz Konwicki Terry Pratchett Tomasz Lem Tore Renberg Tove Jansson Trygve Gulbranssen Umberto Eco Vanessa Diffenbaugh Virginia C. Andrews Vladimir Nabokov Wiech William Shakespeare William Styron Wioletta Grzegorzewska Wit Szostak Witold Gombrowicz Wladimir Sorokin Wojciech Tochman Zofia Chądzyńska Zofia Lorentz Zofia Posmysz

Popularne posty

O mnie

Moje zdjęcie
Nie lubię kawy na wynos: zawsze się oparzę i obleję. Maniakalnie oglądam "Ranczo" i jeszcze "Brzydulę".Uwielbiam zimę. I wiosnę. I jesień. I deszcz. Lubię ludzi. Kocham zwierzęta. Czytam, więc wmawiam sobie, że myślę.